poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Powroty na Biskupiznę [Anna Weronika]

Lubię o sobie myśleć, że chociaż w jakiejś części jestem Biskupianką. Mój pradziadek - Stanisław Paszke - urodził się w Krobi, chociaż cała jego rodzina pochodziła z Bojanowa i bliskich jego okolic. Nic więcej nie udało mi się jak dotąd ustalić - dlaczego akurat on się w tej Krobi urodził, czy tam mieszkali przez jakiś czas? dlaczego i jak długo? i dlaczego potem już nie? Ale mam przecież jego akt urodzenia i ta Krobia w nim jest zapisana. I już. To powrót prywatny, mój i rodzinny.
Był i dzisiaj powrót niegdyś zawodowy, bo związany z przygotowywaniem wystawy "Etnografowie w terenie", z poszukiwanie bohaterki zdjęcia wykonanego w 1969 roku przez Józefa Bursztę. Stara Krobia to już miejsce oswojone - wiadomo jak do niej dojechać, gdzie jest sklep, gdzie szkoła i gdzie mieszkają już znajomi - państwo Kaczmarkowie z rodziną. Drogą z Gostynia na Krobię trzeba skręcić w lewo, lekko pod górkę, obsadzoną po obu stronach kwitnącymi już całkiem śmiało gruszami (a może jabłoniami?). Droga prowadzi prosto pod znany dom, na przedzie którego kwieci się wiosenny ogródek. I już!
Ciasto, kawa, przywitanie tak nasycone radością, jakby się wróciło z dalekiej wyprawy i przyjechało z nie wiadomo jak daleka i po jakim czasie. I opowieści co się zmieniło. Sąsiedzi wybudowali naprzeciwko dom i trochę jednak zasłonili widok na klasztor gostyński (i na gostyńskiego silosa). A dzisiaj jest 49 rocznica ślubu zatem toasty wznosimy winem i kawą. Za rok Złote Gody, już jest zarezerwowana sala. Dożynki będą jak zawsze tylko w tym roku nieco wcześniej.
I cały czas powroty do wystawy, która już była przecież dla mnie tak dawno, a dla nich jakby wczoraj.
Obiecujemy sobie telefony, pozdrowienia wspólnych znajomych, informacje o tych dożynkach i jeszcze tylko szybkie wejrzenie za zielony horyzont. Świeży, rześki, wietrzny i pachnący.

P.S. Potem były jeszcze tańce i niespodziewana polka, ale to nie ta historia...




Fot. A. W. Brzezińska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz