Niewidzialne
nici [Asia i Ala]
Podczas
naszej pracy w Krobi, wiele razy słyszałyśmy, że prawdziwa Biskupizna leży poza
miastem. Dlatego, ostatniego dnia pobytu postanowiłyśmy poszukać jej właśnie
tam. Pożyczyłyśmy rowery i wyruszyłyśmy przed siebie. W miejscach, gdzie
budynków jest mniej, najbardziej uderza ukształtowanie terenu – płaskie.
Wszędzie, jak okiem sięgnąć, widać tylko zielone pola. Spichlerz Wielkopolski.
Polne drogi, wiosenne słońce, mijające nas traktory. Jednak nawet one nie
zakłócały idyllicznego spokoju. Podczas naszej wycieczki kilka razy się
zgubiłyśmy, ale każdy, kogo pytałyśmy o drogę, chętnie nam pomagał. Z
większości wiosek, które odwiedziłyśmy widać było majaczącą na horyzoncie wieżę
krobskiego kościoła. Jakby czujne oko jego patrona, świętego Mikołaja,
obserwowało okalające miasteczko wsie. Jakby wszystko było połączone
niewidzialną nicią. Każdy dom, każde drzewo z małym krzyżem na czubku różowej
wieży. Zrozumiałyśmy, że Biskupizna może istnieć tylko dzięki temu połączeniu.
 |
Fot. Alicja Maciejewska |
 |
Fot. Alicja Maciejewska |
 |
Fot. Alicja Maciejewska |
 |
Fot. Alicja Maciejewska |
 |
Fot. Alicja Maciejewska |
 |
Fot. Alicja Maciejewska |
 |
Fot. Joanna Urbańska |
W Krobi słyszałyśmy, że Biskupizna jest poza miastem. A poza
miastem usłyszałyśmy, że „Biskupizny już nie ma”. Jednak dla nas, ona istnieje
- właśnie w zielonych polach, życzliwych ludziach i tej niewidzialnej nitce,
która łączy wszystko.
Ostatni wywiad [Bartek i Asia]
Jako,
że notatkę otwierającą nasz wyjazd tworzyłem razem z Pauliną,
zaszczyt pisania tej ostatniej, wyjazdowej współdzielę razem z
Asią. Dzień dziewiąty naszych badań terenowych to dla połowy
naszej grupy był już czas odpoczynku, dla reszty czas na dopięcie
wszystkiego na ostatni guzik, nadrobienie zaległości i
podziękowanie informatorom którzy pomogli nam w ustanowieniu naszej
sieci kontaktów. Wisienką na torcie miał być dzisiejszy wywiad
który miał zostać przeprowadzony w ratuszu, ale niestety, za duże
przywiązanie się do tego jednego kontaktu mogło mi zepsuć plan
całego dnia, jak mówi stara zasada „nigdy do końca nie ufaj
informatorom”. Mimo tego, nie odczuwałem presji z tego powodu
poszedłem do naszego krobskiego azylu (kina), i nawet nie minęła
godzina gdy zacząłem ten jeden, ostatni wywiad robić z kompletnie
inną osobą. Uświadomiło mi to tyle, że teren stał się dla mnie
przyjazny, w końcu. I tak, mimo tego, że w Krobi po tylu dniach
usłyszeliśmy tyle historii, doznaliśmy tylu odmów, i schodziliśmy
tyle kilometrów, to czas spędzało się świetnie i damy w końcu
odpocząć mieszkańcom, pozbawiając ich lęku przed wyjściem z
domu kiedy po mieście grasują głodni informacji studenci. No,
przynajmniej na jakiś czas.
 |
Fot. Bartosz Suwiczak |
 |
Fot. Marta Machowska |
 |
Fot. Bartosz Suwiczak
|
 |
Fot. A. W. Brzezińska, M. Hałas, M. Machowska
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz