sobota, 23 kwietnia 2016

Niewidzialne nici [Asia i Ala]; Ostatni wywiad [Bartek i Asia]


Niewidzialne nici [Asia i Ala]


Podczas naszej pracy w Krobi, wiele razy słyszałyśmy, że prawdziwa Biskupizna leży poza miastem. Dlatego, ostatniego dnia pobytu postanowiłyśmy poszukać jej właśnie tam. Pożyczyłyśmy rowery i wyruszyłyśmy przed siebie. W miejscach, gdzie budynków jest mniej, najbardziej uderza ukształtowanie terenu – płaskie. Wszędzie, jak okiem sięgnąć, widać tylko zielone pola. Spichlerz Wielkopolski. Polne drogi, wiosenne słońce, mijające nas traktory. Jednak nawet one nie zakłócały idyllicznego spokoju. Podczas naszej wycieczki kilka razy się zgubiłyśmy, ale każdy, kogo pytałyśmy o drogę, chętnie nam pomagał. Z większości wiosek, które odwiedziłyśmy widać było majaczącą na horyzoncie wieżę krobskiego kościoła. Jakby czujne oko jego patrona, świętego Mikołaja, obserwowało okalające miasteczko wsie. Jakby wszystko było połączone niewidzialną nicią. Każdy dom, każde drzewo z małym krzyżem na czubku różowej wieży. Zrozumiałyśmy, że Biskupizna może istnieć tylko dzięki temu połączeniu.

 
Fot. Alicja Maciejewska

Fot. Alicja Maciejewska

Fot. Alicja Maciejewska

Fot. Alicja Maciejewska

Fot. Alicja Maciejewska

Fot. Alicja Maciejewska

Fot. Joanna Urbańska
 
W Krobi słyszałyśmy, że Biskupizna jest poza miastem. A poza miastem usłyszałyśmy, że „Biskupizny już nie ma”. Jednak dla nas, ona istnieje - właśnie w zielonych polach, życzliwych ludziach i tej niewidzialnej nitce, która łączy wszystko.

 

Ostatni wywiad [Bartek i Asia]
Jako, że notatkę otwierającą nasz wyjazd tworzyłem razem z Pauliną, zaszczyt pisania tej ostatniej, wyjazdowej współdzielę razem z Asią. Dzień dziewiąty naszych badań terenowych to dla połowy naszej grupy był już czas odpoczynku, dla reszty czas na dopięcie wszystkiego na ostatni guzik, nadrobienie zaległości i podziękowanie informatorom którzy pomogli nam w ustanowieniu naszej sieci kontaktów. Wisienką na torcie miał być dzisiejszy wywiad który miał zostać przeprowadzony w ratuszu, ale niestety, za duże przywiązanie się do tego jednego kontaktu mogło mi zepsuć plan całego dnia, jak mówi stara zasada „nigdy do końca nie ufaj informatorom”. Mimo tego, nie odczuwałem presji z tego powodu poszedłem do naszego krobskiego azylu (kina), i nawet nie minęła godzina gdy zacząłem ten jeden, ostatni wywiad robić z kompletnie inną osobą. Uświadomiło mi to tyle, że teren stał się dla mnie przyjazny, w końcu. I tak, mimo tego, że w Krobi po tylu dniach usłyszeliśmy tyle historii, doznaliśmy tylu odmów, i schodziliśmy tyle kilometrów, to czas spędzało się świetnie i damy w końcu odpocząć mieszkańcom, pozbawiając ich lęku przed wyjściem z domu kiedy po mieście grasują głodni informacji studenci. No, przynajmniej na jakiś czas.
 

Fot. Bartosz Suwiczak

Fot. Marta Machowska
 
Fot. Bartosz Suwiczak

 

Fot. A. W. Brzezińska, M. Hałas, M. Machowska
 
 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz