czwartek, 21 kwietnia 2016

Coś się kończy. Coś się zaczyna [Marcelina]; Kiedyś i dziś [Paulina]

Coś się kończy. Coś się zaczyna [Marcelina]
Jak to się mówi: nie ważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy. W naszym przypadku początek był mozolny. Jadąc do Krobi spodziewałam się, że każdy będzie chciał ze mną rozmawiać i pozować mi do zdjęć. Niestety, nie było tak.
Pierwsze trzy dni spędzone w mieście stały się dla połowy naszej grupy źródłem frustracji. Nie wiedzieliśmy jak mamy przekonać do nas mieszkańców i jak pokazać, że chcemy ich tylko poznać jako ludzi – ot tak, po prostu. Że nie wymagamy naukowej wiedzy.
Po kilku dniach zaczęliśmy zauważać, że nasza obecność nie jest już postrzegana jako coś niewygodnego. Na ulicach zaczęliśmy poznawać napotkanych wcześniej ludzi, odwzajemnialiśmy uśmiechy. Staliśmy się sobie mniej obcy.
W środę dostąpiliśmy niezwykłego zaszczytu i mogliśmy zobaczyć miejsce, które nie jest dostępne dla wszystkich. Takie okazje zdarzają się raz w życiu, więc nie mogłam sobie odmówić obejrzenia panoramy Krobi z lotu ptaka. Dzięki pomysłowi Bartosza, przychylności proboszcza i wsparciu kościelnego wspięliśmy się na najwyższy szczyt w okolicy.
Nie zniechęciły nas strome schody i wyczerpująca wędrówka w górę. Nie zniechęciły nas ślady ptasiej obecności. Nie zniechęcił nas silnie wiejący wiatr. Nie zniechęciło nas przenikliwe zimno. Wytrwaliśmy. W zamian otrzymaliśmy niesamowite wspomnienia, które będą mi towarzyszyć przez długie lata. Bo w końcu kto może powiedzieć, że wspiął się na wieżę kościelną?
 
Tak jak wspomniałam we wstępie – nasza terenowa przygoda dobiega końca, jednak to nie znaczy, że na zawsze. Większość z nas już ma w planach przyszłe przyjazdy i spotkania z nowo poznanymi osobami.
Na początku odliczałam dni do powrotu do Poznania. Teraz odliczam dni, które mi jeszcze zostały w Krobi, bo boje się, że gdy stąd wyjadę nowopoznani o mnie zapomną, a ja zapomnę o nich. A tego z całego serca bym nie chciała.
Tak to już jest, że rozstania bywają trudne.
 
Fot. Bartosz Suwiczak
 
Fot. Bartosz Suwiczak
 
Fot. Bartosz Suwiczak
 
Fot. Bartosz Suwiczak
 
Fot. Bartosz Suwiczak
 
Fot. Bartosz Suwiczak
 
Fot. Bartosz Suwiczak
Kiedyś i dziś [Paulina]
 
Dzisiaj odkryłyśmy, że jednemu z mieszkańców Krobi zdarzyło się kiedyś studiować etnologię na naszej uczelni. Podczas rozmowy Alicja wspomniała o tym, że dostaliśmy za zadanie opisać dowolny budynek mieszkalny. Nasz rozmówca postanowił pomóc, podając naprawdę imponujący opis jednego z domów. Opis ten okazał się jednak być czymś zupełnie innym niż to, czego od nas oczekiwano. Skłoniło mnie to do refleksji nas tym, jak bardzo zmienia się z czasem podejście do warsztatu etnografa.
 
Wchodząc na Wikipedię bardzo łatwo możemy dowiedzieć się, że etnografia to „dyscyplina naukowa zajmująca się całościowym opisem i analizą kultur ludowych różnych społeczności i grup etnicznych. Jej zakres obejmuje teorię kultury ludowej jak i badanie poszczególnych jej dziedzin i wytworów materialnych”.
 
Wbrew temu, czego można by się spodziewać, nie jest to wcale jednoznaczna sprawa. Oskar Kolberg, prowadzący tu badania kilkadziesiąt lat temu profesor Burszta, nasz rozmówca i w końcu my sami – każde z nas mogłoby podpisać się pod tą definicją. A równocześnie każde z nas robi trochę co innego.
 
Nasi poprzednicy przyczynili się do potocznego postrzegania etnologii na ich sposób – jako szukania „twardych faktów”, które można by zebrać, oprawić i traktować jako punkt odniesienia. Stąd wynika zapewne niechęć wielu osób do rozmowy z nami – uważają, że nie są kompetentni, żeby odpowiadać na nasze pytania, bo nie czują się średnią statystyczną tego co myśli i robi przeciętny mieszkaniec Krobi. I mają rację, nie są nią – nikt nie jest. To czego szukamy, to indywidualne historie, relacje wobec miejsc, idei czy tradycji. A w tej kwestii każda pytana przez nas osoba jest absolutnym specjalistą.
 
Fot. Paulina Salamandra
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz