Coś się kończy. Coś się zaczyna [Marcelina]
Jak to się mówi: nie ważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy. W
naszym przypadku początek był mozolny. Jadąc do Krobi spodziewałam się, że
każdy będzie chciał ze mną rozmawiać i pozować mi do zdjęć. Niestety, nie było
tak.
Pierwsze trzy dni spędzone w mieście stały się dla połowy naszej grupy
źródłem frustracji. Nie wiedzieliśmy jak mamy przekonać do nas mieszkańców i
jak pokazać, że chcemy ich tylko poznać jako ludzi – ot tak, po prostu. Że nie
wymagamy naukowej wiedzy.
Po kilku dniach zaczęliśmy zauważać, że nasza obecność nie jest już
postrzegana jako coś niewygodnego. Na ulicach zaczęliśmy poznawać napotkanych
wcześniej ludzi, odwzajemnialiśmy uśmiechy. Staliśmy się sobie mniej obcy.
W środę dostąpiliśmy niezwykłego zaszczytu i mogliśmy zobaczyć miejsce,
które nie jest dostępne dla wszystkich. Takie okazje zdarzają się raz w życiu,
więc nie mogłam sobie odmówić obejrzenia panoramy Krobi z lotu ptaka. Dzięki
pomysłowi Bartosza, przychylności proboszcza i wsparciu kościelnego wspięliśmy
się na najwyższy szczyt w okolicy.
Nie zniechęciły nas strome schody i wyczerpująca wędrówka w górę. Nie
zniechęciły nas ślady ptasiej obecności. Nie zniechęcił nas silnie wiejący
wiatr. Nie zniechęciło nas przenikliwe zimno. Wytrwaliśmy. W zamian
otrzymaliśmy niesamowite wspomnienia, które będą mi towarzyszyć przez długie
lata. Bo w końcu kto może powiedzieć, że wspiął się na wieżę kościelną?
Tak jak wspomniałam we wstępie – nasza terenowa
przygoda dobiega końca, jednak to nie znaczy, że na zawsze. Większość z nas już
ma w planach przyszłe przyjazdy i spotkania z nowo poznanymi osobami.
Na początku odliczałam dni do powrotu do Poznania. Teraz odliczam dni,
które mi jeszcze zostały w Krobi, bo boje się, że gdy stąd wyjadę nowopoznani o
mnie zapomną, a ja zapomnę o nich. A tego z całego serca bym nie chciała.
Tak to już jest, że rozstania bywają trudne.
Kiedyś i dziś [Paulina]
Dzisiaj odkryłyśmy, że jednemu z mieszkańców Krobi zdarzyło
się kiedyś studiować etnologię na naszej uczelni. Podczas rozmowy Alicja
wspomniała o tym, że dostaliśmy za zadanie opisać dowolny budynek mieszkalny.
Nasz rozmówca postanowił pomóc, podając naprawdę imponujący opis jednego z
domów. Opis ten okazał się jednak być czymś zupełnie innym niż to, czego od nas
oczekiwano. Skłoniło mnie to do refleksji nas tym, jak bardzo zmienia się z
czasem podejście do warsztatu etnografa.
Wchodząc na Wikipedię bardzo łatwo możemy dowiedzieć się, że
etnografia to „dyscyplina naukowa zajmująca się całościowym opisem i analizą
kultur ludowych różnych społeczności i grup etnicznych. Jej zakres obejmuje
teorię kultury ludowej jak i badanie poszczególnych jej dziedzin i wytworów
materialnych”.
Wbrew temu, czego można by się spodziewać, nie jest to wcale
jednoznaczna sprawa. Oskar Kolberg, prowadzący tu badania kilkadziesiąt lat
temu profesor Burszta, nasz rozmówca i w końcu my sami – każde z nas mogłoby
podpisać się pod tą definicją. A równocześnie każde z nas robi trochę co
innego.
Nasi poprzednicy przyczynili się do potocznego postrzegania
etnologii na ich sposób – jako szukania „twardych faktów”, które można by
zebrać, oprawić i traktować jako punkt odniesienia. Stąd wynika zapewne niechęć
wielu osób do rozmowy z nami – uważają, że nie są kompetentni, żeby odpowiadać
na nasze pytania, bo nie czują się średnią statystyczną tego co myśli i robi
przeciętny mieszkaniec Krobi. I mają rację, nie są nią – nikt nie jest. To
czego szukamy, to indywidualne historie, relacje wobec miejsc, idei czy
tradycji. A w tej kwestii każda pytana przez nas osoba jest absolutnym
specjalistą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz